Tęsknota czy saudade?
Znamy różne piękne słowa. W różnych językach. W polskim, angielskim, niemieckim, hiszpańskim… Cudownie jest znać dobrze chociaż jeden obcy język. Można w nim odnaleźć prawdziwe perły w postaci słów urzekających nie tylko pięknem brzmienia ale również treścią, jaką ze sobą niosą. Czasami zdarza mi się, że rozmawiając z kimś czy występując publicznie, zamiast polskiego słowa wolałbym użyć słowa języka obcego. Wydaje mi się, że lepiej oddałoby to, co chcę powiedzieć.
Można przytoczyć wiele przykładów, gdy nasz ojczysty język jest dość ubogi wobec próby opisania jakiejś złożonej i wielobarwnej rzeczywistości. Nasze życie bywa tak skomplikowane, że nie dokonuje się wyborów wyłącznie między białym a czarnym, lecz między szarym a szarym… Jak to wyrazić? Bardzo często po prostu nie da się. Wiele razy uświadomiłem sobie, że w języku polskim na określenie jakiejś rzeczywistości jest tylko jedno słowo a w innym języku nawet trzy lub cztery słowa. Znaczą one jakby to samo a jednak są między nimi znaczeniowe odcienie. Nasz ojczysty język jest oczywiście piękny, ale… niekiedy brakuje słów.
Najczęściej trudno znaleźć słowa oddające nasz stan emocjonalny, przeżycia duchowe i uczucia. Wyobraźmy sobie, że przyjaciele nie widzą się od lat. Bratnie dusze rozdzielone przez los. Temat na wiersz. Najlepszym do opisania tej rzeczywistości byłby pewnie właśnie język poezji. W naszym języku jest jedno słowo: „tęsknota”. Tylko to jedno słowo. Jego treść wydaje się jednak dość uboga wobec tego, co odczuwają wspomniani wyżej przyjaciele. I tu w sukurs przychodzi inne słowo. Ma w sobie coś z poezji.
Chcę w tym kontekście podzielić się z Wami jednym z moich najukochańszych słów. To słowo języka portugalskiego: „Saudade”.
Właściwie, nie da się go przetłumaczyć dokładnie, ale można w przybliżeniu powiedzieć, że chodzi o uczucia tęsknoty, smutku, melancholii i nostalgii płynącej ze zmarnowanego życia, przemijania czasu, nieuchronnej śmierci, utraty wszystkiego co piękne; chodzi o tęsknotę za ojczyzną, z której trzeba było emigrować lub też nostalgię z powodu ukochanej osoby oddalonej o setki mil spienionego oceanu czy też zwykłego asfaltu. Uczucie to nie jest ogromne i przytłaczające, lecz cały czas obecne gdzieś na dnie serca i nie pozwala rzucić się na pastwę otaczającej kultury popu, śmiechu, radości i zabawy. Miło jest raz na jakiś czas przeznaczyć trochę czasu na dumanie i smucenie się, szczególnie podczas chłodnego wieczoru z kieliszkiem Porto w ręku czy filiżanką kawy i przy dźwiękach fado leniwie wylewających się z głośników. Wtedy, jest szansa, że „saudade”, która się na dobre rozgościła w głuchych i pustych pokojach, pomoże otworzyć się na nieskończoność.
Jednak i tutaj szkoda słów. Najlepiej posłuchać fado czy bossa-novy. Poniżej zamieszczam kilka z tysięcy utworów.