Swoją refleksję na temat dogmatu chcę rozpocząć od przytoczenia interesującej wypowiedzi angielskiego pisarza G. K. Chestertona. Powiedział on, że istnieją tylko dwa rodzaje ludzi: ci, którzy przyjmują dogmaty i wiedzą o tym, oraz ci, którzy je przyjmują, ale o tym nie wiedzą. Jak można się domyślić, do pierwszej grupy należą chrześcijanie, którzy wierzą, że istnieje uniwersalna prawda o świecie i życiu, domagająca się odkrycia. Tą prawdą jest sam Bóg.
W starożytnej, przedchrześcijańskiej Grecji słowem „dogmat” określano prawną decyzję senatu, czy też jakieś twierdzenie szkoły filozoficznej, a także etyczne zasady działania człowieka. Słowo „dogmat” zawierało więc w sobie wymiary autorytatywny i zobowiązujący. Termin „dogmat” nie został więc stworzony przez chrześcijan, lecz funkcjonował w życiu publicznym a z czasem został przez nich przyjęty w celu wyrażania wiary. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa określano nim całą naukę Chrystusa oraz zasady życia chrześcijańskiego. Dopiero od IV wieku zawężono rozumienie dogmatu do „prawdy wiary” zawartej w Piśmie Św., odczytanej i ogłoszonej przez Kościół. Na przestrzeni wieków chrześcijanie coraz lepiej odczytywali i rozumieli treść Objawienia Bożego zawartego na kartach Biblii oraz starali się ująć w miarę precyzyjne słowa istotę swojej wiary. Redagowano więc tekst wyznania wiary, czyli „Credo” (powtarzamy je na niedzielnej Mszy Św.), a także dogmaty, czyli definicje treści wiary (np.: Bóg jest w trzech Osobach, które mają jedną naturę) ogłaszane i przekazywane przez papieża w łączności z całym Kościołem. Warto jednak dodać, że takie orzeczenie Kościoła odsłania tylko część tajemnicy Bożej, która przecież przekracza ludzkie możliwości intelektualne.
W dzisiejszych czasach słowo „dogmat” nie należy do lubianych i często wywołuje sprzeciw ze strony osób, które jako kryterium prawdy uznają tylko siebie samych. Przeciwnicy dogmatu rozumieją go jako utratę własnej wolności na rzecz autorytetu czy też oznakę rezygnacji z samodzielnego myślenia. Twierdzą ponadto, że nie istnieje nic pewnego i obiektywnego; są jedynie jakieś małe półprawdy, które człowiek sam lepi na swój własny użytek.
Takie rozumowanie jest jednak błędne i często wynika z braku autentycznej wiary w Boga, bo jak napisał cytowany już wyżej G. K. Chesterton: Tam, gdzie nie wierzy się w Boga, można wierzyć we wszystko. Dogmat nigdy nie oznacza sprzeciwu wobec samodzielnego myślenia. Jest on raczej drogowskazem wyznaczającym kierunek myślenia w przestrzeni wspólnoty Kościoła. Myliłby się ten, kto sądziłby, że takie drogowskazy istnieją wyłącznie w Kościele. Dla wszystkich nauk ścisłych np. matematyki czy fizyki, punktem wyjścia są właśnie nienaruszalne i niezmienne aksjomaty, czyli tezy i reguły. A z tych „dogmatycznie” sformułowanych i zaakceptowanych aksjomatów wyprowadza się drogą wnioskowania następne twierdzenia naukowe. Jak widać, nawet refleksja naukowa nie odrzuca dogmatu. Wybieramy raczej między takim czy innym zestawem dogmatów: nauk ścisłych czy nauk teologicznych.
Św. Paweł napisał w swoim liście do Tymoteusza: (…) strzeż depozytu wiary, unikając światowej czczej gadaniny i przeciwstawnych twierdzeń rzekomej wiedzy (6,20) a centrum wiary chrześcijańskiej jest Osoba, życie i nauczanie Chrystusa. On jest dla Kościoła sensem i skarbem, który trzeba strzec i przekazywać na wiele różnych sposobów. Dzielenie się swoją wiarą z nieznającymi jeszcze Ewangelii wywoływało pytanie: „Kim właściwie jest Jezus?” Aby na nie odpowiedzieć redagowano krótkie streszczenia tego, co w wierze najważniejsze, które z czasem stały się fundamentem dogmatów. Formuły wiary były niezbędne, aby Kościół mógł wiarę zabezpieczyć przed fałszywymi interpretacjami Dobrej Nowiny. Obowiązkiem i rolą papieża oraz biskupów jest dbanie o to, aby nauka Chrystusa nie była przekręcana i deformowana. Definicje dogmatyczne są tego wyrazem.